Gruzja 2021

Dzień 1: 1114km – Deligrad 🇷🇸

Całkiem dobry dzień. Udało się pokonać barierę 1000 km dziennie na motocyklu. 💪
 
Dla tych, którzy zastanawiają się nad siatką na siedzenie.
Kupujcie czym prędzej!
 
Dzięki niej było możliwe pokonanie takiej odległości.
My tankujemy motocykle i za chwilę idziemy spać. 😴😴😴
 
Jutro planujemy dotrzeć do Turcji 🇹🇷

Dzień 2: 1012km – Bolu

Pobudka nastąpiła również bardzo wcześnie i o 7:30 podążaliśmy dalej. Do granicy z Bułgarią mieliśmy 120 km. Droga prowadziła przez piękne górzyste tereny ale nasze maszyny dzielnie dawały sobie radę. 😉
 
Granica Serbsko-Bułgarska była dosyć mocno zakorkowana ale my po 4 latach wypraw chowamy wtedy nasze sumienia do kieszeni i lecimy jak najbliżej bramek. Dzięki temu oszczędzamy jakieś 3-4 godziny, bo cały przejazd przez granicę trwa w najgorszym przypadku 30 minut.
 
 
 
Bułgaria to nadal upały i wtedy dziękuję sobie i Magdzie, że namówiła mnie do zmiany kurtki przed wyprawą. Kupiłem sobie letnią meshową kurtkę i w porównaniu do mojej poprzedniej z wbudowaną, nie odpinaną membraną, to jest dzień do nocy. Mam też chłodząca kamizelkę z Shimy i to był właśnie dzień, kiedy ją użyłem! W takich temperaturach ( +35°C) Sprawdza się wyśmienicie!
 
Tutaj też mieliśmy incydent z brakiem paliwa w moim Trampku. Górski krajobrazy przyczyniły się do wzrostu spalanego paliwa, a duże odległości między stacjami paliw do złego oszacowania kilometrażu. Takim sposobem konieczne było spuszczanie 1,5 litra paliwa. Żeby sprawiedliwość była na pierwszym miejscu, trzeba było ściągnąć po 0,75l z Trampka Łukasza, jak i drugie tyle z Suzuki Patryka. Do dziś czuję ten posmak w ustach 😀
 
Dojechaliśmy do granicy z Turcją! 🇹🇷
 
Jest to duża granica, która ma bardzo dużą ilość bramek i w zasadzie nie było kolejek. Za to pierwszy raz oczekiwali od nas czegoś innego, niż paszport. Test PCR lub zaświadczenie o szczepionce wystarczy do przekroczenia granicy.
 
30 minut i jesteśmy w Turcji! Kolejny kraj do odhaczenia na mojej liście motocyklowej podróży.
 
Zaczynają się meczety i tego typu sprawy.
 
Zaczynają się też najlepsze autostrady jakimi mi było dane jeździć. Do Stambułu prowadzi nas droga, która posiada 4 pasy w jednym kierunku. Tak to można sobie podróżować 😉
Nie trzeba żadnych winiet, ani specjalnych kart na autostrady w Turcji. Wystarczy karta płatniczą lub gotówka np. dolary.
W Stambule jest też umowna granica Europy z Azją.
Siema Azja! 😀🌏
 
To był długi dzień. Kręciliśmy kilometry do 2:00, ale dzięki temu udało nam się zrealizować kolejny cel. Nocleg w okolicy Bolu i następne 1000 kilometrów w siodle.
 
Trzeba zaznaczyć, że za dnia temperatura osiągała ponad 30°C, ale za to wieczorem i w nocy było chyba z 10°C. Oj czuć było różnicę.
 
Rozbiliśmy się w rogu parkingu, wydzielając sobie przestrzeń sypialną, między motocyklami. Tak zakończył się dzień drugi.

Dzień 3: Rize 🇹🇷

Do granicy mamy jakieś 100km. Gdyby nie sytuacja na świecie z wiadomo czym, to byśmy byli w Gruzji.
 
Dla świętego spokoju robimy właśnie test PCR w tureckim szpitalu i jutro rano dostaniemy wyniki. Planujemy w południe pić piwko w Batumi 😉
 
Także tak wygląda aktualna sytuacja, a relacji i wpisów jest mało, gdyż na stacjach paliw nie ma WI-FI.
 
Jutro wieczorem wstawię opis z pierwszych 3 dni, aby było co poczytać do poduszki 😀
 
Mogę jedynie powiedzieć, że uśmiech nie schodzi nam z twarzy, gdy tankujemy motocykle. 😎
 
3,20zł za litr benzyny. ⛽⛽⛽

Dzień 4: 130km – Batumi 🇬🇪

Tak jak pisałem wcześniej, dojechaliśmy do Gruzji!
Ale jeszcze wydarzyło się trochę rzeczy, więc zapraszam do lektury 😉
 
O godzinie 4:00 obudziło nas nawoływanie do modlitwy na tureckiej ziemi, szczekające psy i w zasadzie od tej godziny już nie spałem. Na godzinę 6:00 mieliśmy stawić się do szpitala po odbiór wyników. Więc nie było tragedii.
 
Chłopaki jeszcze pospali troszkę i w sumie stawiliśmy się do szpitala na godzinę 7:00 i idziemy z nastawieniem, że w południe będziemy w Batumi.
 
Niestety…
 
Ochroniarz mówi, że gabinet z wynikami otwierany jest dopiero o godzinie 8:00…
 
Czekamy w szpitalnej kawiarni pijąc herbatę i przysypiając na krzesełkach. Wybija godzina 8:00…
 
Idziemy do gabinetu, dajemy paszporty, lekarz sprawdza w komputerze czy już są wyniki.
 
Brak. Proszę przyjść za 2/3 godziny. 🙁
 
( Gdy robiliśmy test w nocy, to poprzedni lekarz zapewniał nas, że wyniki będą już z samego rana )
 
Idziemy na miasto, bo będąc w Turcji i nie zjeść kebaba, to tak samo jakby sandałki nosić bez skarpetek. Nierozłączny element 😀
 
Wracamy do szpitala. Jest godzina 10:30. Dziewczyna, która akurat obsługiwała wydruki testów, nie rozumiała ani słowa po angielsku.
 
Do gry wkracza słownik polsko-turecki, który pobrałem wcześniej, aby był offline.
 
Gdy pokazałem, że chcemy odebrać testy, ewidentnie chciała coś odpowiedzieć, ale nie widziała jak. Dałem jej swój telefon, aby napisała co chce, to sobie użyję translatora.
 
I wiecie co zrobiła?
Usunęła mi słownik…. 🤦‍♂️
 
Chciała coś kliknąć i cyk! Nie mamy słownika.
 
Na szczęście przyszedł lekarz i powiedział, że testy będą dopiero około 13-14.
 
Znów czekanie. Na szczęście o 13:00 odebraliśmy wyniki i mogliśmy ruszać do Gruzji. Mieliśmy 120 kilometrów do granicy.
 
Po dotarciu na miejsce, od razu na tureckiej stronie pytali czy mamy testy PCR. Później, zaczęła się odprawa gruzińska…
Pytania o szczepienia, testy PCR i rejestrację w gruzińskiej rządowej aplikacji.
 
O tym ostatnim nie wiedzieliśmy więc odesłano nas na stronę turecką, gdyż tam było WI-FI i musieliśmy wypełniać wniosek.
 
Gdy już przyszły nam potwierdzenia na maila, to znów na odprawę gruzińską. Zaznaczam, że kolejek nie ma prawie wcale.
 
Testy, szczepionki, rejestracja w aplikacji, paszport, dowód rejestracyjny i nawet prawo jazdy. To wszystko sprawdzali bardzo dokładnie. Ale udało się! Jesteśmy na gruzińskiej ziemi.
 
Musieliśmy jeszcze wykupić obowiązkowe ubezpieczenie na pojazd. Takie gruzińskie OC. 20GEL – czyli około 25zł.
Pojechaliśmy do Batumi, na stacji paliw znaleźliśmy wi-fi i szukaliśmy noclegu.
 
Padło, że jedziemy do Kasi i Grzegorza z “Wakacje w Batumi”.
Mieli akurat jeden wolny apartament i mogli nam wynająć. Pomagają nam bardzo w różnych sprawach, opowiadają o Gruzji, pomogli załatwić karty SIM i zabrali wieczorem na gruzińskie jedzonko.
 
Na stół wjechało w końcu piwo i gruziński arsenał:
 
🥟 Chinkali – to chyba najpopularniejsze danie. Smaczne i dobre, ale nie będzie na pierwszym miejscu 😉
🥐 Chaczapuri – zaraz obok chinkali jeśli chodzi o popularność, bardzo smaczne. Moje klimaty! 🤤
🥘 Ostri – gruziński gulasz. Mój faworyt o którym nie wiedziałem ale zajął 1 miejsce w moim kulinarnym rankingu!
🍆 Bakłażany z orzechami – też super danie.
 
Ta uczta była nagrodą za te przebyte kilometry.
 
Wróciliśmy do mieszkania, tam jeszcze konferencja on-line z Lukasem i trochę mocnego alkoholu na dobry sen. 🥂
 
Tym zakończyliśmy dzień czwarty.

Dzień 5: 0km – Batumi 🇬🇪

To był regeneracyjny dzień! 😴🚿🏊‍♂️🌯
 
Wstaliśmy w końcu wtedy kiedy chcieliśmy, a nie musieliśmy. Poszliśmy sobie na zakupy, zjedliśmy śniadanko czy wypiliśmy piwko.
 
Po południu umówiliśmy się z Kasią, że zabierze nas na miasto i pomoże załatwić karty SIM. Ruszyliśmy więc do starej części Batumi komunikacją miejską. Mogliśmy podziwiać te nowo powstające wieżowce mieszające ze starymi, zrujnowanymi domami.
 
No i jazda po Gruzji. 😀
 
Klaskony, jazda pod prąd, cofanie, stawanie na pasach. Trochę jak autodrom na wesołym miasteczku. 😀
 
Dotarliśmy do salonu. Mamy 3 karty SIM załatwione na jeden paszport i internet na 7 dni. Będzie kontakt z bazą. 😉
Później posiedzieliśmy trochę w mieszkaniu i planowaliśmy trasę na najbliższe dni. 🗺️
 
Mestia, Ushguli, Omalo, droga wojenna to tylko niektóre z miejsc do których planujemy dotrzeć. 🏍️
 
Wieczorem poszliśmy znów spróbować gruzińskiego jedzonka oraz wypić piwo na plaży. Niektórym zachciało się nawet pływać w morzu 🏊‍♂️
 
W zasadzie tak zakończył się dzień piąty.
 
Teraz już będzie na bieżąco. Dziś wieczorem powinien już być aktualny wpis.

Dzień 6: 276km – Mestia 🇬🇪

Zaczęliśmy podróż po Gruzji!
 
Ale trzeba zaznaczyć, że z grubej rury! 😎
 
Najpierw wyjechać trzeba było z Batumi, a tutaj manewry w ruchu ulicznym wchodzą na wyższy level. Kto był w Gruzji, ten wie z czym to się je. Klaksony, cofanie, jazda na czerwonym, pod prąd itd. itp.
 
Gdy już opuściliśmy miasto i myśleliśmy, że została nam ostatnia prosta to zatrzymała nas policja.👮‍♂️
 
Kontrola trzeźwości. Dmuchanie, pytanie o dokumenty i dostaliśmy ustniki na pamiątkę. 🍾
 
Pierwszy raz odkąd jeździmy na motocyklach, na wakacyjne wyjazdy, zatrzymała nas policja. Ciekawe przeżycie. 😀
 
Później już poszło z górki. Krajobraz zaczął się zmieniać i wszędzie mieliśmy widoki, które powodowały opad dolnej szczęki. ⛰️⛰️☝️
 
Tu wiszący most, tam wodospad, za chwilę wysokie góry, rzeka. Dla tych widoków warto było siedzieć tyle czasu na kanapie. Po to tu jesteśmy. 🙂
 
Dojechaliśmy do wioski około godziny 19:30 i znaleźliśmy sobie camping. Moglibyśmy w zasadzie rozbić się gdzieś na dziko, ale mamy tu prąd, prysznic, kibelek. Normalnie u Gruzina na gospodarstwie.
 
Cena: 10zł od osoby. 💰
 
Pijemy sobie piwko, siedzimy pod altanką, psy szczekają, a karawana jedzie dalej. 😀

Dzień 7: 47km – Ushguli 🇬🇪

Działo się dziś!
 
Wczoraj odbyliśmy integracje 🇵🇱🇧🇾🇺🇦.
 
Pogadaliśmy trochę z chłopakami co przyjechali tutaj na trekking i wspinaczkę po górach. Później oczywiście grzecznie do spanka. 😴
 
Od rana cel prosty. Wyjechać w góry. Za cel obraliśmy Ushguli. Wieś leżąca na wysokości 2100 m.n.p.m.⛰️
 
Obok znajduję się najwyższy szczyt w Gruzji. Shkhara – 5193 m.n.p.m.🏔️
 
Widoki petarda! Góry i polany rozciągające się na lewo i prawo, ośnieżone szczyty gór Kaukazu. Jechaliśmy podziwiając widoki i robiąc zdjęcia, które i tak nie oddadzą tego, co się widzi na żywo. 🏔️
 
Konie, krowy, psy, owce, kozy nie robią już na nas takiego wrażenia. Są nieodłącznym elementem drogi. Trzeba po prostu uważać.
 
Dojechaliśmy do Ushguli. Tam obiad w knajpie i znów tradycyjne gruzińskie dania. To chyba najlepszy kulinarny wyjazd, że wszystkich jakie odbyliśmy. 🤤
 
Po posiłku pojechaliśmy jeszcze bliżej najwyższej góry w Gruzji. Tam kamienie, przejazdy przez strumienie, generalnie fajna trasa enduro. ⛰️
 
Spotkaliśmy Polaków, którzy uprawiali trekking pod lodowiec, ale starsza Pani nie miała już sił i Łukasz zaoferował podwózkę. Pojechali razem pod lodowiec. 🏔️
 
To była cisza przed burzą… 🌩️🛠️
 
Naszym celem była wieś Lentheki leżąca 70km od Ushguli oraz zjazd do Kutaisi. Taki był plan na dziś. 📝
 
Ale nagle Trampek zaczął tracić moc. Na początku myślałem, że to przez wysokość (2100m.n.p.m.) ale praca silnika nie podobała mi się na tyle, że postanowiliśmy stanąć i to sprawdzić.
 
Pierwsze oznaki to okopcony wydech na czarno. Wykręcamy świece – czarne.
 
Patryk od razu diagnozuje zbyt wysoką dawkę paliwa. Próbujemy na razie środków prostszych. Przedmuchanie filtra powietrza, regulacja śrub składu mieszanki. Nie przynosi to efektów. Trampek nadal nie ma mocy.
 
Decydujemy się wrócić 7km do Ushguli, znaleźć coś do spanka i wyciągnąć gaźniki.
 
Tak też robimy. Gdy już formalności noclegowe załatwione, przystępuje do demontażu Trampka. Łukasz jako instrumentariuszka podaje narzędzia, a Patryk jako doktor czeka na gaźnik. 😀👨‍⚕️👩‍⚕️
 
Rozkręcamy gaźniki i sprawdzamy poziom paliwa. Można powiedzieć, że po pierwszych pomiarach wiemy, że tu jest problem.
 
Poziom pływaków w komorach powinien wynosić 7mm wg. instrukcji. 🤓
 
W moich komorach pływaki są ustawione na 2mm i 4mm. Zalewało motocykl. 🌊
 
Patryk ustawił pływaki zgodnie z podanymi wartościami, ja skręciłem wszystko w całość i palimy motocykl. 🛠️
 
Odpala, chwila regulacji składu mieszanki i wydaje się, że będzie ok. Jadę na test po górach i widzę, że ciągnie jak wściekły. Mamy nadzieję, że to będzie to i jutro zrealizujemy swój plan. 😉
 
Teraz mycie, które wykonujemy po ciemku, bo w całym Ushguli nie ma prądu. 😀 Awaria.

Dzień 8: 370km – Tiblisi 🇬🇪

Generalnie będzie krótko, bo to był ciężki dzień.
Skończyliśmy pętlę po górach. Gaźnik sprawny. I przez 20 kilometrów jechało się super.
 
Później wyszedł kolejny problem. Przestał pracować na jeden cylinder. Pierwsza myśl, moduł.
 
Niestety, po zmianie modułów nadal chwilę pojechał i znów przerywał.
 
Po analizie wszystkiego, stwierdziliśmy, że mogą to być świece, które dostały w palnik, gdy mieszanka była za bogata i teraz, gdy osiągną zbyt wysoką temperaturę to tracą iskrę.
Generalnie wygląda to tak, że jak motocykl jest zimny to śmiga aż miło. Jak się trochę pojedzie i zagrzeje, to zaczyna przerywać. 🤷‍♂️
 
Takim sposobem przy pomocy linki, pchania nogą i o własnych siłach dojechaliśmy do Tiblisi. Próbowaliśmy kupić świece w Kutaisi, ale nie było takiej możliwości. Nigdzie nie szło dostać takich co pasują do Trampka.
 
Całe gruzińskie grupy motocyklowe zostały ruszone do pomocy i dostałem niezliczoną ilość wiadomości z chęcią pomocy. Ale wiadomo, trzeba było dotrzeć do Tbilisi. Jesteśmy już umówieni na jutro z jednym Gruzinem, że o 11:00 przywiezie świece.
 
Zobaczymy co z tego będzie! 😉
 
Oby to było to, bo do domu daleko 😀
 
Miłego wieczoru, a my idziemy na piwko w jakimś parku w Tbilisi 🍻

Dzień 9: 300/25km – Tibilisi 🇬🇪

Trampek nie chce wyjechać z Gruzji. 🇬🇪
 
Wstaliśmy rano. Obudziła nas wataha psów. Ale takie były chętne do zabawy. Nie groźne 😉
 
Ustaliliśmy, że skoro mam umówioną pomoc od motocyklistów z Tiblisi, to nie ma sensu, żeby chłopaki czekali ze mną. Pojechali sobie zrobić gruzińską drogę wojenną, a ja w tym czasie ogarniałem Trampka. 🛠️
 
Okazało się, że wymiana wszystkich świec, gdy ma się oryginalny zestaw narzędzi trwa 10min. Nie trzeba opuszczać żadnej chłodnicy its. itp.
 
Już witałem się z gąskąz ale jednak jeszcze nie czas wracać Trampkowi z Gruzji.
 
Problem pozostał ten sam. (Plus jest taki, że i tak miałem zmieniać świece po powrocie 😉 )
 
Nadal po zagrzaniu zaczyna przerywać.
 
Do tego jeszcze podczas kontroli naciągu łańcucha, zauważyłem, że wypadło mi zabezpieczenie od spinki łańcucha. 🤦‍♂️
 
Pojechałem do sklepu i ma szczęście udało mi się dostać zabezpieczenie. 😉
 
Chłopaki wrócili, usiedliśmy na stacji i myślimy i dalej. 😉
W międzyczasie odkryłem, że membrana w kraniku paliwa nie działa. Gdy się odkręci na ON czy RES to paliwo leci. A przecież powinno działać podciśnienie. Generalnie to nie powinnno mieć wpływu na obecną sytuację, gdyż odpowiedzialne za poziom paliwa w gaźnikach, są zaworki iglicowe. Chociaż przez chwilę miałem nadzieję, że tu jest problem.
 
Jeździłem bez korka w zbiorniku paliwa, wykluczając zapowietrzenie się zbiornika, ale nadal był problem.
Postanowiliśmy wrócić do punktu wyjścia. Gaźniki.
Ustaliliśmy, że bierzemy dziś jakiś pokój, bo czas się umyć i będziemy rozkręcać Trampka.
 
Gaźniki na stole. Patryk zaczyna dmuchać w wąż podający paliwo do gaźników. Idzie jak krew z nosa.
Zaświeciła się czerwona lampka. 🚨
 
Okazało się, że po przedstawieniu pływaków na poziom zgodny z serwisówką, przytykają one korpusem komory, zaworki iglicowe. Przez to paliwo nie napełnia się wystarczająco szybko i gdy jadę ze stałą prędkością 100km/h, zaczyna przerywać jeden cylinder z powodu braku paliwa, a później drugi.
 
Pechem jest też to, że skoro zepsuły się też membrany w kraniku, to dlatego od razu napełnia komory pływakowe, gdy stoję ze zgaszonym silnikiem i mogę od razu później jakiś kawałek przejechać normalnie.
 
To by się wszystko składało w całość.
 
Decyzja jest taka, że jutro rano jadę na test i jeśli wszystko będzie ok to jedziemy dalej. Jeśli nie, to zaczynam budować swoją glinianke w Gruzji.

Dzień 10: 280/120km – Tushurebi 🇬🇪

Dzień zaczęliśmy o godzinie 8:00 tutejszego czasu. Po nocnej walce z gaźnikami, spaliśmy aż miło 😴
 
Wczoraj zapomniałem dodać, że znaleźliśmy kwaterę za 60GEL za całość plus śniadanie rano w cenie. Warunki skromne ale lepsze niż spanie w parku 😀
 
Dziś był sądny dzień dla Trampka. Po modyfikacji pływaków, miało się okazać czy to było problemem. Pierwsze 30km i Trampek jechał normalnie. To był dobry znak!
 
Na dziś naszym celem było Szatili. Wieś w górach przy granicy z Czeczenią. Widoki po drodze świetne, jezioro, góry ale niestety…
 
Trampek w połowie drogi stracił moc. Wykręcamy świece i całe czarne. Stało się dokładnie to co w Ushguli. Nie miał siły w górach. Zdecydowaliśmy, że ja wracam na dół, a chłopaki jadą do góry. Nie chce nam się już męczyć z tymi gaźnikami, bo przecież trzeba jeszcze wrócić do Polski, a Trampek na aktualnych nastawach jeździ ok w nizinnych terenach.
 
Zepsuty kranik, problem z ustawieniem pływaków, brak dostępu do części, to są dosyć mocne powody, aby nie ryzykować dalszej walki z gaźnikami. Zrobi się to w Polsce. 🇵🇱
 
Gdy jestem w trakcie pisania tej relacji, chłopaki właśnie zjeżdżają z Shatili. W deszczu i po ciemku. Z rozmowy z nimi wyszło, że pojechali jeszcze za miejsce docelowe. 💪
 
Ja załatwiłem kwaterę, ogarnąłem śniadanie na jutro i w sumie to musimy się wieczorem zastanowić co dalej.
Gospodarz zrobił dla nas napis “witajcie Polacy”. Miło 😊
 
Koszt noclegu 60GEL ~ 75zł za wszystko.
 
Będziemy jeszcze w Gruzji 2 dni. Do zobaczenia w planie jest Omalo i Udabno. Później powrót do Batumi i do Polski.
 
W zasadzie to są dwie opcje:
 
1) Będę jeździł jako wsparcie techniczne. Podjeżdżał pod miejsca w którym potencjalnie będziemy spali, szukał noclegów, lepił glinianki, pasał owce i doił krowy. Dzięki temu zapewnie chłopakom pyszny posiłek na powrocie i miejsce do spania. 😀
 
2) Pojadę jutro do Batumi i tam będę na nich czekał. Gdy już zjadą to co mieliśmy zjeździć w Gruzji, to spotkamy się razem w Batumi i zaczniemy wracać do Polski.
 
3) Wymyślimy coś innego. 😀
 
Pomału kończy się nasza gruzińska przygoda. Teraz najważniejszy cel, to bezpiecznie wrócić do domu. Oby bez żadnych atrakcji, ale takie atrakcje też są fajne. 😀
 
Tylko szkoda, że zabierają czas, który można by spożytkować na jeżdżenie po bezdrożach.
 
Nie dają mi te gaźniki spokoju. Albo ja nie potrafię tego wyregulować, albo jest gdzieś problem, który pominąłem.
(Nieszczelne króćce, zużyte gaźniki, membrany)
 
W zimę sprawdzałem wszystko, czyściłem, przejechaliśmy na tym z Magdą Albanię i teraz się zaczął problem. 🤷‍♂️
 
Będzie trochę wydatków na Trampka przez zimę. Z dzisiejszych obserwacji (miałem dużo czasu pod sklepem, gdy czekałem na chłopaków) wynika, że muszę zrobić następujące rzeczy:
 
📌 Wymiana całego napędu. Zębatki plus łańcuch, który teraz na pewno zostanie zakuty.
📌 Full serwis gaźników, wjadą nowe króćce i inne potrzebne części.
📌 Opony. Heidenau K60 dojadą do końca sezonu i pójdą na śmietnik. Myślę, że do końca września, będą miały już jakieś 15 000km i to będzie ich koniec.
📌 Obręcz tylniego koła. Zaczyna już (utleniać się?) Jest zmęczona. Dla komfortu psychicznego trzeba ją albo zregenerować albo wymienić.
 
Uprzedzając różne pytania i teorie. 😀
 
Nie sprzedam Trampka, nie zamienię na nowszy model. Spróbuję doprowadzić go do takiego stanu, aby sytuację jakie miały miejsce w ostatnich dniach, się nie powtarzały 😀
Prędzej kupię drugi motocykl, ale wydatki na Trampiego, skutecznie mi to uniemożliwiają. 😉
 
Czekam na chłopaków. Dojadą to wrzucę też zdjęcia z Shatili i wypijemy piwko myśląc co dalej. 😉

Dzień 11: 190km – Udabno 🇬🇪

 
Wczoraj wstawiłem filmik podsumowujący dzień. Teraz czas na klasyczną opisową relację. 😉
 
Dzień rozpoczęliśmy u gospodarza w Tushurebi. Zjedliśmy bardzo dobre śniadanie w ogródku oraz dostaliśmy domowy dżem na drogę. Ustaliliśmy też, że odpuszczamy Omalo.
Będziemy jechać w gruzińskie stepy w okolicy Udabno. 😉
 
Mały kotek nie chciał abyśmy opuszczali gospodarstwo i zrobił sobie łóżko z moich narzędzi. 😀🛠️
 
Trampek śmigał jak nowy. Zero problemów z gaźnikami, zero postojów. Zapomniał zupełnie o tym co się wydarzyło w poprzednich dniach. 🤷‍♂️
 
Dojechaliśmy do miasteczka Sighnaghi. Tam zjedliśmy obiad w restauracji z pięknym widokiem na … Po prostu bardzo ładnym widokiem! 😀⛰️
 
Od tego miejsca zaczął się chyba najlepszy moment całego wyjazdu. Przynajmniej dla mnie! 👌
 
Przejazd przez gruzińskie stepy. 70 kilometrów przez bezdroża, wzgórza, podjazdy, rzekę. Przepiękny krajobraz, wielkie puste przestrzenie i my sami. Coś pięknego! 😊
 
Do tego mieliśmy do pokonania rzekę. Nie była bardzo szeroka ale miała wartki nurt i śliski podjazd. Samemu byłby raczej nie do pokonania. Ale razem daliśmy radę to zrobić. Łukasz zbadał dno przechodząc ją z jednej strony na drugą, wybraliśmy najlepszy tor jazdy i dawaj!
 
Musieliśmy się wzajemnie asekurować stojąc po kolana i czasami po uda w wodzie. Tym sposobem trzy motocykle znalazły się po drugiej stronie rzeki. Umęczeni i przemoczeni mogliśmy jechać dalej! 💪
 
Zaczęło zachodzić słońce. Brakowało tylko, aby Rafiki zaprezentował nam Simbe, unosząc go z jednej ze skał, a dookoła zabrzmiał “Krąg życia”. 😀🦁
 
Po koniec drogi, pośrodku niczego zauważyliśmy busa na gruzińskich blachach. Okazało się, że znajdowała się w nim Kinga z dziećmi. Polacy spotkali się w gruzińskim stepie 3700km od Polski. 🇵🇱
 
Razem dojechaliśmy do Oasis Club, gdzie otworzyliśmy piwko i wieczór zakończyliśmy przy ognisku. Na stół wjechało “czaczaczello”, a reszta to już historia. 😀🍾🥂🍻
 
Tak zakończyliśmy dzień! Miłego dnia życzymy! 😉

Dzień 12: 0km – Udabno 🇬🇪

 
Cały dzień bez odpalania Trampka. Jedynie w Suzuki dziś robiliśmy wymianę oleju, bo wypadła wymiana. Taki serwisowy dzień.
 
Pranie, spanie, jedzenie. 😉
 
Pyszne śniadanko w Oasis Club w Udabno. Naprawdę było wszystko i pełno. Bardzo, bardzo smaczne jedzenie! 🤤
Dziś sobie robimy ostatni dzień wakacji, bo od jutra zaczyna się orka. 7:00 rano start w stronę Polski. Jutro planujemy gdzieś nocować w Turcji. Skończył nam się już gruziński Internet i przez całą Turcję tez może być licho. Jak nie będzie wpisu to najprawdopodobniej będzie znaczyć, że śpimy już gdzieś w Turcji na dziko bez dostępu do WI-FI.
 
Kończymy wspaniałą przygodę. Jeszcze powrót i będzie postawiona wisienka (truskawka 🍓) na torcie! 🎂🍰

.

Dzień 13: 600km – Rize/Trabzon 🇹🇷

Dziś trzynasty dzień wyjazdu. Trzynastka okazała się pechowa. 😀
 
Rano pobudka i jedziemy do domu! 🇵🇱
 
I teraz czas na pechowe sytuacje dnia dzisiejszego. 😀
Rano Suzuki DL1000 coś ciężko zapaliło. No ale 2 dni tu byliśmy, ładowaliśmy telefony i inne takie to mogło tak być. Lecimy do granicy.
 
Po 130km musieliśmy się zatankować i gdy mamy jechać dalej, suzuki nie chce zakręcić. Słabe aku na tyle, że nie ma siły obrócić silnika. Odpalamy z popychu i szukamy dobrego miejsca serwisowego. 7km dalej jest całkiem duży zajazd z restauracją, sklepem i WC. Idealne miejsce do przezimowania w Gruzji 😀
 
Wyciągamy miernik i sprawdzamy co się dzieje. Aku 10.5V
 
Uruchamiamy silnik, sprawdzamy ładowanie. 10.5V
 
Regulator napięcia odmówił współpracy. 🛠️
 
Na szczęście miałem ze sobą zapasowy regulator do Trampka, to jednak było Suzuki.
 
Trochę przewodów, silver tape, zabrany kawałek przewodu z parkingu restauracji i mamy pasujący regulator do Suzuki. 😀
Patryk podłącza wszystko i działa!
 
W nagrodę idziemy zjeść burgerka. 🍔
 
Później przypominam sobie, że nie odłączyłem powerbanka i ładowarki w Udabno. Został.
 
Przed Batumi zatrzymała nas policja 👮
 
Znowu dmuchanie. Wynik 0.0
 
Możemy jechać dalej. 😉
 
Dojeżdżamy na granicę i mamy wielkie szczęście! W końcu.
Jesteśmy na granicy o godzinie 19:00, a zamykają ją o 20:00.
Jesteśmy w Turcji! 🇹🇷
 
Pijemy jeszcze herbatkę turecką, kolacja i jeszcze parę kilometrów wykręcimy 😉
 
Kupiliśmy sobie jedną kartę SIM na granicy to możemy sobie udostępniać internet. 📡
 
Także działo się dzisiaj, ale jesteśmy już bliżej Polski 😉🇵🇱

Dzień 14: 1304km – Bułgaria 🇧🇬

1️⃣3️⃣0️⃣4️⃣
 
Dziękujemy. Dobranoc. 😴
U nas 3:39, a jeszcze mała zabawa na granicy i crossfit był do zrobienia. 😉

Dzień 15: 915km – Węgry 🇭🇺

Właśnie wjechaliśmy do Węgier 🇭🇺
 
To był dobry dzień. Celem był nawet Budapeszt, ale korek, który był przed granicą z Węgrami uniemożliwi nam to. Zostajemy już za granicą i jutro zapewne dotrzemy do Polski. 🇵🇱
 
Wczoraj późno dotarliśmy na granicę i już nie miałem siły opisywać dnia. Generalnie to cały dzień w siodle z przerwami na tankowanie. Tak to wyglądało. 😉
 
Jeszcze na granicy turecko-bułgarskiej wysypał się akumulator w Suzuki DL1000. Patryk musiał przepychać tą krowę, aż do końca granicy serbskiej. 💪💪💪
 
Dzisiaj w Sofii kupił konektory i zmontował regulator bardziej stabilnie. Ładowanie jakieś tam jest, że pozwala wracać do domu 😉
 
Chyba się uda i jutro już będzie koniec tej szalonej podróży.

Polska! 🇵🇱

8323 kilometry przygody, właśnie dobiegły końca!
Cali i zdrowi dotarliśmy do domu. To był dobry wyjazd, pełen różnych, niespodziewanych zwrotów akcji. Z pięknymi widokami, pysznym jedzeniem i motocyklami w roli głównej. ⛰️🍲🏍️
 
Więcej napiszę w podsumowaniu, a teraz dziękuję wszystkim za śledzenie tej podróży. 👏😉
 
My idziemy się umyć. 🚿

Gruzja’21 🇬🇪

Czas zrobić podsumowanie wyjazdu. Na początku trochę liczb, a później podzielimy to na konkretne podpunkty.
 
Zapraszam do lektury 😉
 
8323 – tyle zrobiliśmy kilometrów
4200 – tyle PLN mnie to kosztowało
2200 – tyle PLN kosztowało paliwo
520 – tyle litrów paliwa zatankowałem
41 – tyle tankowań do pełna
5 – tyle oleju spalił Trampek
4 – tyle było gleb
4 – tyle wymienionych świec
2 – tyle kontroli trzeźwości
1 – tyle zepsutych regulatorów napięcia
 
🇬🇪 Gruzja.
 
Zachwyciła nas swoim krajobrazem, jedzeniem oraz gościnnością.
 
Kraj w którym jest wszystko. Wysokie góry, morze, stepy, rzeki i przepyszne jedzenie. Doświadczyliśmy tego wszystkiego i na pewno tu wrócimy, może motocyklami, a może samolotem i wynajmiemy na miejscu auto terenowe.
 
Gdy uspokoi się świrus, który w Gruzji mocno daje się we znaki. To jest to miejsce do którego będziemy chcieli wrócić. Poznaliśmy tu przemiłych ludzi, mamy z Gruzją piękne wspomnienia i pełne brzuchy!
 
🏍️ Dojazd.
 
Musieliśmy pokonać 3200km, aby dotrzeć do Gruzji. Aby pobyć i pozwiedzać kraj docelowy, musieliśmy robić po 1000km dziennie. Nie należy to do przyjemnych, ale jest to wykonalne. Kto jeździ/jeździł Trampkiem, to wie, że jazda autostradą w okolicy 120-130km/h to nie jest dla niego. On woli boczne drogi i mniejsze prędkości. Zdecydowanie szybciej i bardziej komfortowo zrobiłoby się te trasę motocyklem mocniejszym. Ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Udało się, ale to była orka. Orka warta jeżdżenia po Gruzji 😉
 
🇹🇷 Turcja.
 
Kraj przez, który przejeżdżaliśmy tranzytem. Ale, kraj który nas zaciekawił. Piękne drogi, inna kultura, pogoda, zróżnicowany krajobraz, mili i serdeczni ludzie. Rozmawiając wieczorami, doszliśmy do wniosku, że to może być następny kraj, do którego pojedziemy w przyszłym roku. CF act właśnie go zwiedza i od strony szutrowej wygląda to super. Myślę, że na razie jest na pierwszym miejscu w poczekalni.
Aaaa… No i jedzenie w Turcji też jest super. 🤤
 
🛠️ Awarie.
 
Wyjazd bez przygód z motocyklami, to nie wyjazd. 😀
Zaczęło się od zalewania Trampka w górach. Myśleliśmy, że to przez źle ustawiony poziom paliwa w komorach pływakowych. Później zaczął przerywać i tracił moc. Źle zdiagnozowaliśmy problem i wymieniliśmy świece zapłonowe, po czym okazało się, że trzeba było znów wyregulować gaźniki. Po sezonie przejdą one gruntowny serwis. Okazało się, że padły też membrany w kraniku.
Gdy myśleliśmy, że już wszystkie plagi mamy za sobą, to wysypał się regulator napięcia w Suzuki DL1000. Dobrze, że mieliśmy zapasowy do Trampka. Patryk przerobił go tak, aby pasowało i ładowanie liche bo liche, ale było. Tak wróciliśmy do Polski. Trampek XL650 jako jedyny nie miał żadnej awarii. Szedł jak zły. 👏
 
💲Wydatki.
 
To jest interesujący temat dla wszystkich. Mniej więcej zmieściliśmy się w zakładanym budżecie. Łączny koszt całego wyjazdu wyniósł mnie ~4200PLN
 
Największy koszt tego przedsięwzięcia to paliwo, które wyniosło mnie ~2200PLN
 
W pozostałych 2000PLN zawierały się winiety, ubezpieczenie, noclegi, jedzenie, pamiątki, alkohol, opłaty za autostrady i inne wydatki.
 
Teraz to wyliczyłem na szybko, ale przyjdzie dzień, gdzie ten wyjazd rozlicze co do grosza i wstawię tutaj na stronę, z opisem co i ile kosztowało. 😉
 
🤝 Ekipa.
 
Kolejny wyjazd i te same znajome twarze. Patryk i Łukasz to jest mocna ekipa. Spędziliśmy już ze sobą 4 wyjazd i jesteśmy pomału jak SDM. Mam wrażenie, że dotarliśmy się przez te wszystkie wyjazdy na tyle, że każdy wie wszystko o sobie i o towarzyszach podróży. Uważam, że dzięki temu, że możemy na siebie liczyć w każdej sytuacji, to poprzeczka wyjazdowa jest podnoszona co raz wyżej. To jest przepisem na sukces tych naszych wyjazdów. To, że znamy się jak łyse konie i możemy na siebie liczyć. Lubimy jeść i lubimy piwo. 😀 Dzięki chłopaki za super wyjazd. 🍻
 
💬 Słowo od autora.
 
Na te wyjazdy czekam cały rok. Gdy kończy się wyjazd, to już planuję następny i nie mogę się go doczekać. Cały rok odkładam pieniądze, aby móc wyjechać na te kilkanaście dni w świat. A to pracuje po godzinach jako dostawca pizzy czy biorę jakieś inne fuchy, żeby w wakacje przenieść się w ten inny świat. Gdzie myśli się o kolejnych kilometrach, spogląda na piękne krajobrazy, narkotyzuje zapachem spalonej benzyny czy kosztuje pysznego jedzenia. Reszta spraw jest wtedy zrzucona na dalszy plan. Mam tę możliwość, że mogłem w tym roku wyjechać na dwa wyjazdy. Z Magdą do Albanii i z chłopakami do Gruzji. Były to piękne dni ☺️
 
🏍️ Zlot.
 
Teraz po wyjeździe jestem skupiony na organizacji zlotu. Wymyśliłem sobie przed wakacjami, że na początku września zrobię I Zlot “Stary Tramp”. Zjazd motocyklistów, osób obserwujących te stronę, przyjaciół. Fajna okazja aby spotkać się na żywo, wymienić doświadczeniami, pogadać i wypić piwko. Cieszę się, że mogę też robić, ale trochę też się stresuję tym przedsięwzięciem, aby wszystko wypaliło. Kto się zapisał, to do zobaczenia! 😉
 
Mam nadzieję, że komuś się przydadzą te informacje z wjazdów. Jak ktoś chce poznać jakieś szczegóły to śmiało można pisać prywatną wiadomość.
 
Ja dziękuję za każde słowo wsparcia, gdy byliśmy w trudnych chwilach w Gruzji, miłe komentarze i to, że czuć w powietrzu, że obserwujcie te wyjazdy i trzymacie kciuki. Dzięki wielkie! 😉👏
 
Teraz czas się napić herbaty i dalej planować zlotowe sprawy.