Albania 2020

Albania 2020

 
Dzień 1: 808 km

Nowy Sad – Serbia 🇷🇸

Zaczęło się!
 
Zbiórka do odjazdu zaplanowana została na godzinę 7:00 ale odjazd nastąpił o godzinie 8:00 gdyż biało czerwony Trampiszon zapomniał, że wychodzi przegląd podczas wyprawy 😀
 
Szybkie ogarnięcie i w drogę. Pauzy na tankowanie co jakieś 200/250km i takim sposobem dotarliśmy do Serbii. Jest to najdłuższa trasa przejechana przeze mnie jednego dnia. Ponad 800 km było doskonałym testem kanapy więc czas na jakąś opinię.
 
Motokanapy – dziękuję!
 
Boli mnie głowa, kolana ale tyłek nie. Kanapa jak najbardziej spełnia swoją rolę i jest bardzo wygodna. Robotę robi poszerzenie jej i ogólnie no polecam z całego serca. Gdym się kiedyś cofnął w czasie to zrobiłbym to przed pierwszą wyprawą bez zastanowienia. 👌👏
Teraz stoimy na stacji paliw, która nazywa się MOL. Zdążyliśmy kupić tylko dwa piwka gdyż stacja została zamknięta i sklep będzie czynny od 6:00. Spać będziemy za krzakami na wyjeździe ze stacji 😀 Już mi się podoba ten klimat 😊
 
Uwagę przyciąga nasza koleżanka, która z nami podróżuje. Obdarowujemy uśmiechem każdego kto na nią spojrzy 😀
 
Jutro w planie dojazd do Albanii, a dokładnie chcemy spać gdzieś nad jeziorem ochrydzkim. 😉
 
Lecimy ciągle przelot autostradami jak się da, aby jak najszybciej zacząć przygodę w albańskich górach 😉
 
Spalanie trampka w okolicy 6l/100km. Fredy max 5l/100km.
 
Maszyny spisują się bez zarzutu 👌
Lecimy rozkładać się w krzaczory.
 
Dobrej nocy 😴

Dzień 2: 780km

Drilon – Albania 🇦🇱

Dojechaliśmy! 💪💪💪
 
Rano pobudka w krzakach. Noc była ciepła. Więc spanko przyjemne 😉 Później szybkie pakowanko i ogień w stronę Albanii.
 
Cała Serbia została przejechana autostradą i śmiało możemy powiedzieć, że to była dobra decyzja. Ruch prawie zerowy, ciągle 120 na blacie więc kilometry szły jak złe! Południowa Serbia i Macedonia to już piękne widoki. Góry dookoła drogi sprawiały, że jechało się bardzo przyjemnie. Gdy dojechaliśmy nad jezioro ochrydzkie no to już zaczęło się wyśmienicie!
 
Widoki tak rewelacyjne, że zapomina się o jeździe autostradą 😊
 
Później przekroczenie granicy z Albanią i oto jesteśmy!
 
W dwa dni przejechaliśmy ~1600km gdzie w 2018 roku dojechaliśmy do Albanii po 5 dniach podróży! Od jutra zaczynamy eksplorację tutejszych gór. Będzie off road, będzie przygoda, będzie wesoło 😊
 
Od razu po przekroczeniu granicy znaleźliśmy camping gdzie właściciel poczęstował nas swoją rakiją. My nie pozostaliśmy dłużni i poczęstowaliśmy go bimbrem prosto z RP!
 
Nocleg mamy wspaniały! Od razu nad jeziorem ochrydzkim, w tle są góry. Mamy otwarty bar cały czas więc czego chcieć więcej!
 
Tak trzeba żyć! 😀

Dzień 3: 180km

Langarica Canion – Albania 🇦🇱

 
Oj długa i ciężka była wczorajsza nocka po dotarciu do Albanii 😀
 
Poznaliśmy kolegę z Czech, który jeździ na KTM. Miał też czeski alkohol domowej roboty więc nawiązały się takie przyjaźnie, że dziś cały dzień jechaliśmy razem na 5 motocykli 🙂
Pobudka nastąpiła o 9:30, później śniadanko na campingu i kąpiel w jeziorze. Oj jakie tu są piękne widoki… 😊😊
 
Ustaliliśmy, że jedziemy na kanion wymieniony na początku wpisu gdyż to są gorące okręgi z wodą. Idealne miejsce na nocleg dzikus. 😀
 
Droga 180 km wiodła górami. Szczęka mimo, że w kasku to cały czas była otwarta. Tak to można jeździć. Zakrętów i serpentyn tyle, że można się poczuć jak na kolejce górskiej. Opony zostały pozamykane. Baaaaardzo przyjemna to była droga, a zdjęcia i tak nie oddadzą wszystkiego 😀
 
Zakupiliśmy sobie tutejsze karty SIM więc mamy internety 📡
 
Dlatego teraz mogę pisać post siedząc zanurzony w wodzie, nie szukając wi-fi po campingu czy stacji ⛽
 
Jutro planów brak. Znaczy jest jeden, rano wskakujemy znów do wody 😊

Dzień 4: 140 km

Ksamil – Albania 🇦🇱

 
Pobudka o godzinie 9:30 i lecimy siedzieć w wodzie 😀 Słońce smaży niemiłosiernie. Jest około 33°C. Bardzo przyjemnie ubiera się wtedy motocyklowe ciuchy… 😅
 
Później pakowanko, kawka i herbatka z kuchenki i ogień po górach. Po drodze mieliśmy pauzę na zobaczenie czegoś na podobieństwo niebieskich źródeł. Oj jaka była tam zimna woda idealnie do zmoczenia koszulek i chusty. 😎
 
Generalnie dojechaliśmy na południe Albanii. Jesteśmy blisko Grecji. W linii prostej 5km mamy do granicy 😉
 
Dziś padło na camping. Cena spoczko 5€, a mamy 50m do morza, warunki sanitarne ekstraklasa. W toalecie porcelanka więc jest jakby luksusowo 😀🚽
 
Pani właścicielka przemiła. Dała nam na powitanie cukierki, zimną wodę, później zerwała nam winogrona. Śmiało mogę miejscówkę polecić 😉
 
Śpimy na razie pod chmurką ale w rezerwie rozłożyliśmy namiot gdyż ma w nocy padać wg. prognozy pogody.
 
Maszyny bez zarzutu. No może oprócz kończących się klockach w trampku. Jakoś zupełnie zapomniałem o tym 🤦‍♂️🤦‍♂️
 
Będzie trzeba obserwować sytuację 😉
Teraz lecimy nad morze posiedzieć sobie i będziemy myśleć co dalej. Może by powtórzyć znów pętlę Theth 🤔🤔
 
Coś się na pewno urodzi za pomysł 😊

Dzień 5: 60 km

Ksamil – Albania 🇦🇱

Wczorajszy dzień nie zakończył się pomyślnie. Generalnie dostałem jakiś strasznych skurczów brzucha, że mnie zmogło na podłogę. Nie byłem w stanie sobie otworzyć apteczki ale na szczęście jesteśmy w licznej ekipie i chłopaki poratowali lekami oraz zrobili termofor z butelki. Generalnie nie polecam takich akcji 😉
 
Jedno jest pewne, na pewno na następny wyjazd biorę nospe 😀 Bóle ustąpiły późnym wieczorem ale dziś czuję się jakbym zrobił 1000 brzuszków w 3 minuty 😅
 
Pobudka nastąpiła dosyć wcześnie, bo o 7:30 większość wstała o zobaczyła nadciągającą burzę. Szybka decyzja i przenieśliśmy się z całym szpejem do pustostanu. W jednym z pomieszczeń zrobiliśmy sypialnie, w drugim pokój biesiadny, generalnie było wesoło. Deszcz padał 3 godziny, po czym część poszła na zakupy, kupiła sobie winko do śniadanka i ustaliliśmy, że dziś jeździmy “w koło komina”.
Dojazd nad morze, zwiedzanie bunkrów, wycieczka do Sarandy na obiad, kąpiel w morzu to jedne z dzisiejszych atrakcji. Pogoda się poprawiła i znów grzało powyżej 30°C. 🔥
 
Gdy wróciliśmy na “camping” do naszego pustostanu Pani właścicielka zrobiła nam pyszną kawę część wzięła mrożoną (🤤🤤) część zwykłą. Kawka wyśmienita ☕
 
Znów nas obdarowała winogronem i dała zimną butelkowaną wodę 😉
 
KSAMIL CARAVAN CAMPING 🏕️⛺
 
Polecam z całego serca!
 
Teraz będziemy szli na miasto zrobić zakupy, planujemy trasę na najbliższe dni i jutro chcemy wyjechać w góry. Zacząć prawdziwą off roadowa jazdę i przetestować maszyny.
 
Wieczorem jeszcze plaża jak mną nie będzie rzucać, spanko i rano ogień!

Dzień 6: 180km

Tepelena – Albania 🇦🇱

Oj dziś się działo… 🔥🔥🔥
 
Generalnie prawie 120km off roadem. Były piękne widoki, były przebite opony, wywrotki, straty w sprzęcie, straty w ludziach. No dobry dzień 😀
 
Opiszemy go późnym wieczorem i wstawimy rano ponieważ jeszcze musimy znaleźć jakiegoś dzikusa, a aktualnie ładujemy baterie lokalnym kebabem.
 
Generalnie żyjemy, maszyny jeszcze też 😉🔥🇦🇱
 
Dzień 6 – aktualizacja
 
Rano wstaliśmy i zaczęliśmy się pakować. Miały być od 8 deszcze ale niebo było błękitne. Gdy już ubraliśmy się w ciuchy moto i zapakowaliśmy szpej na maszyny to przyszły chmury i zaczęło grzmieć. Przeczekaliśmy ten czas w naszym pustostanie i około 12:00 żegnając się z sympatyczną właścicielką pojechaliśmy dalej.
 
Pierwsze 50 km asfaltem do ostatniej miejscowości przed kamieniami celem zatankowania. Gdzieś w powietrzu było widać, że możemy trafić na deszcz.
 
Tankowanie i rura do góry…
 
Pierwsze 60km jazdy po górach. Drogi asfaltowej brak. Kamienie, kamienie i kamienie…. Ale widoki za to ekstra. Jedne z najlepszych jak nie najlepsze podczas tej wyprawy. Przynajmniej dla mnie 😊
 
Za to trzeba kochać motocykle enduro, że potrafią wjechać prawie wszędzie. Pierwsze 20 km to był podjazd na szczyt. Dookoła nas góry po 2000 i 2500 m.n.p.m
 
Tuż po przejechaniu ⅓ drogi zaczęło lać. Akurat natrafiliśmy na bar i wioskę więc decyzja była prosta 😊
 
Gdy odpoczęliśmy chwilę i przestał padać deszcz to udaliśmy się dalej. Tu już droga była łatwiejsza ale nadal są to kamienie. Ostanie ⅓ drogi to już roboty drogowe i widać, że będzie to wylane asfaltem.
 
Na końcu trasy stanęliśmy na chwilę na poboczu omówić kwestie obiadowe podczas, których wyszło, że pomarańczowy Freewind ma gwoździa w oponie. Trzeba robić. Zjazd na parking pod barem i ogień…
 
Ktoś chyba wykrakał, że łyżki potrzebne będą na wyjeździe….
 
Wyjęcie koła, zdjęcie opony, łatanie dętki, zakładanie wszystkiego z powrotem – 57 min do stanu w którym możemy jechać dalej. Tu Patryk jako specjalista od Freewinda oraz Lukas z Czech, który nie jednego kapcia było widać, że łatał, działali jak mechanicy F1 😊
Szybkie ogarnięcie i wyznaczamy trasę na Tepelene. Tylko czemu nie chce nam google, mapy.cz oraz inna nawigacja wyznaczyć drogi, która wg mapy jest najkrótsza, a proponuję nadrabiać 120km…
 
Teraz już wiem 😊
 
Na początku wszystko ładnie, a po chwili zjazd w bok i pod górę. Ale to teraz po kamyczkach większych, oj większych dużo bardziej niż na poprzednim OS. 😀
 
Wspinamy się na wielką górę, drogą typowo off, zawieszenie trzeszczy, trzeba wymijać głazy, są serpentyny, margines błędu na takim zakręcie jest bardzo mały bo na dole przepaść, barierek brak. Jedziemy sobie tak do góry i jest dookoła pięknie. Widoki rewelacja!
 
Zauważam w jednej chwili jak w drugim trampku rozpłatał się pas transportowy i wisi tuż nad zębatka. No to nie zastanawiając się długo trąbie, gonię i jakoś próbuje Rafika zatrzymać. Niestety zero reakcji i gdy udało mi się go wyprzedzić na zakręcie i krzyknąć by się zatrzymał to niestety przechyliło mnie w stronę spadku, brakło nogi i zaczął się efekt domina. Ja się przewróciłem na Rafiego, Rafi z moto na kamyczki…
 
Ja niestety upadłem swoim Moto na jego więc połamałem szybę, rozbiłem lusterko i obiłem żebro najprawdopodobniej o gmola, Rafikowi nic się nie stało z moto.
 
Pozbieranie szyby, podniesienie moto i rura dalej. No nie chciałem stracić szyby na tym wyjeździe ale będziemy próbowali ją odratować. Lusterko już poszło w zapomnienie.
 
Dalej człowiek jechał trochę zły, że rozbił moto ale za chwilę piękny zachód słońca w górach spowodował, że zapomniało się o tym wszystkim. Później zjazd serpentynami oczywiście wyłożonymi kamieniami i dojazd do drogi asfaltowej. Ostatnie 15 km do miasta już po ciemku. Czuć brak szyby… wieje mi 😀
 
Gdy dojechaliśmy do miasta to były 3 sprawki do załatwienia. Zakupy, kolacja i znalezienie noclegu. Zakupy całkiem sprawnie zrobiliśmy, później był kebs, baaardzo dobry i szukanie noclegu. Ciężko było, ale w końcu rozbiliśmy się na jakimś polu nad rzeką tuż przy motocyklach i poszliśmy spać.
 
Oj to był dobry dzień i zapraszam do zdjęć 😀
Dziś szykuje się podobny 😉

Dzień 7: 120 km

Berat – Albania 🇦🇱

 
Pobudka we wspominamy polu nad rzeką, szybki serwis sprzętu, siebie, śniadanko i ogień na tłoki 🔥🔥🔥
 
Znów pojechaliśmy w góry, co prawda wyznaczona droga okazała się być na początku asfaltem ale widoki znów rewelacja. Na szczęście po 30 km skoczyło się płynięcie po drodze. Witamy kamienie i wspinanie pod górę!
 
Jedynie co nas stopowało to nadchodząca burza…
 
Jedziemy w górę… Koła się ślizgają, kamienie spod kół strzelają, nagle łubudubu… Zaczyna padać i słychać grzmoty, a my w górach. Na szczęście napotkaliśmy opuszczoną wioskę i szkołę w której przeczekaliśmy ten czas.
 
Później gdy ustało to dalej. Generalnie dziś leżeliśmy wszyscy oprócz Lukasa. Strat w ludziach i sprzęcie brak.
 
Gdy przemierzaliśmy góry i znów zaczęło padać to natrafiliśmy na wioskę i gospodarza, który zaprosi nas do siebie na “kawę” abyśmy przeczekali deszcz.
 
Dom to istna hacjenda z serialu “Narcos”, a właściciel to taki albański Pablo. Pochodzi z Tirany, tu hoduje owce, ma wielki taras z widokiem na góry i generalnie to jego letnisko. Od razu nam nalał swojej rakij, na razie uważam ją za najlepszą jaką testowałem w Albanii. Poczęstował owocami, napojami dał popatrzeć na góry przez lornetkę. Jak się dowiedział, że może udamy się do Tirany to wykonał jeden telefon, powiedział żebyśmy się skontaktowali pod wskazanym numerem i nie będzie problemu z noclegiem. On ma tam hotel i restauracje 😀
 
Także tego… 😀
 
Oczywiście my nie pozostaliśmy obojętni i dobrze, że Lukas miał czeski “bimber” na poczęstunek więc wszyscy wesoło się rozstaliśmy.
 
No tak ale my jeszcze przez góry na motocyklach… pierwsze 2 km i gleba 😀
 
Jakoś resztę się udało przejechać i wisienką na torcie był przejazd przez rzekę… głęboka do kolan albo i ciut wyżej… rura ogień i jakoś daliśmy radę. 💪🏍️😀
 
Cali brudni i śmierdzący musieliśmy jeszcze pokonać 30 km asfaltem do miejscowości wskazanej na początku i znaleźliśmy camping. Generalnie cena spoczko, camping również, właściciel przyniósł nam owoce i jest tu wszystko co nam potrzeba, dodatków śpimy nad samą rzeka, a do centrum mamy rzut beretem 😉
 
Teraz czas na kąpiel i będziemy myśleć co dalej. Na pewno wjedzie zimne 🍺
 
Ciao!

Dzień 8: 100 km

Tirana – Albania 🇦🇱

Dziś szybki post.
 
Musieliśmy odespać ostanie dni w górach więc pobudka koło 9:00. Ogarnięcie się wstępnie i na śniadanko do miasta. Tam szybki rzut okiem na stare miasto, powrót na camping, pakowanie i rura na Tirane.
 
Dostaliśmy jeszcze od właściciela campingu rakije na drogę. Ustaliliśmy, że dziś troszkę luksusu i wzięliśmy hotel z basenem i śniadaniem w cenie 10€ od osoby. 💰💰💰
 
Generalnie dosyć luźny dzień. Pływanie w basenie i planowanie najbliższego tygodnia.
Ze wstępnych planów pętla Theth, spływ rzeką Drin i co tam jeszcze się zrodzi.
 
Tylny cylinder w trampku zaczyna się poddawać. Poci się. Oby wytrzymał do Polski 🇵🇱

Dzień 9: 80 km

Shëngijn – Albania 🇦🇱

 
Kolejny dzień naszej moto wyprawy. Kolejny na relaksie bo przecież w końcu niedziela. Rano zjedliśmy śniadanie w hotelu, pakowanie i jedziemy nad morze.
 
Przejazd przez Tirane był dobry. Ogólnie bałkański styl jazdy jest specyficzny. Kto szybszy, kto sprytniejszy, kto większy ten ma pierwszeństwo. Trzeba być czujnym ale też trzeba szybko reagować. Jest miejsce to ogień na tłoki i przed siebie, bo po prostu tak tu się jeździ. Jest zdecydowana różnica jeśli chodzi o styl jazdy między Albanią, a Polską.
 
Ustalimy, że dziś śpimy na campingu nad samym Adriatykiem. Znaleźliśmy takowe miejsce ale gdy dotarliśmy to właściciel powiedział, że z powodu wirusa w tym roku nie działa. Chwilę wcześniej był bar z campingiem, którego nie było na mapach i podjechaliśmy, zapytaliśmy jaka cena to powiedzieli, że możemy za darmo się rozbić bo i tak nikogo nie ma w tym roku.
No dla nas super informacja więc skorzystamy z baru aby trochę się odwdzięczyć, zjemy coś i wszystkie strony będą szczęśliwe. Miejscówka perfecto! Trzy kroki do morza 👌
 
Po tych 9 dniach w Albanii mogę śmiało powiedzieć, że turystycznie dostają nieźle po tyłku. Wczoraj w 4 gwiazdkowym hotelu byliśmy tylko my i rodzina z Niemiec. Wszystko stoi puste. Restauracje, plaże, campingi. Nie ma ludzi, wszędzie można się targować ale nawet nie ma sensu bo ceny są śmiesznie małe ale no, dziwnie się patrzy jak jest turystyczna miejscowość, a na plaży wszystkie leżaki wolne. Nie to, że narzekamy ale tak przedstawiam informacje z pierwszej ręki.
 
Do Albanii na pewno wrócę jeszcze bo jest to piękny kraj. Jest wszystko czego potrzeba. Góry, morze i…. Pogoda! Dziś mamy 36°C więc idealnie na plażowanie 😊🔥
 
Chłopaki właśnie pojechali do sklepu na zakupy, a ja pilnuję dobytku więc mogę napisać trochę więcej. Przedstawiam co się urodziło w głowie na najbliższe dni:
 
Dziś:
🔥 🍺 ⛱️ 🌭 🏊‍♂️ 👌
 
Poniedziałek:
Freewindy i KTM jadą robić pętlę Theth od strony Perkal do Szkodry. Dwa lata temu robiliśmy ją w drugą stronę. Ja i Rafcio zostajemy pilnować dobytku, chyba że uda nam się zorganizować klucze do naszej “psiej budy” to pojedziemy coś pojeździć.
 
Wtorek:
Jeżeli po Theth nie będzie trzeba lizać ran to albo luźny dzień na jeżdżenie albo wyruszymy w stronę Fierzë, gdzie będzie startować prom rzeką Drin.
 
Środa:
Ładujemy się na prom i płyniemy. Rejs ma trwać 4h i ma być ładnie. Tak mówi Lukas, a my mu wierzymy bo dotychczasowe miejscówki się sprawdzają 😀
 
Czwartek:
Lecimy na Czarnogóre i jedziemy przez park Durmitor. To już robiliśmy dwa lata temu, było pięknie więc czemu nie 😉
 
Piątek:
Nasze drogi z Lukasem się rozejdą, gdyż lecieć będziemy na autostradę i rura do domu. My nie chcemy go spowalniać, bo nasze 50KM przy jego 125KM to po prostu nie ma sensu aby z nami jechał.
 
Sobota:
Dotarcie do Polski. Przywitanie się ze stęsknionymi dziewczynami, chłopakami, żonami, rodzinami, kolegami. Niepotrzebne skreślić 😉
 
Jest to chyba najlepszy wyjazd ze wszystkich do tej pory. Tu jest naprawdę wszystko. Piękne widoki, asfaltowe drogi, góry, off road, morze, piwko, spanie na dzikusa. No czego chcieć więcej. Nie spodziewaliśmy się, że z Lukasem będziemy jechać razem od drugiego dnia wyjazdu ale to naprawdę świetny gość. Pasuję do naszej bandy świrów 😀
 
Czasami to nie wiadomo czy my rozmawiamy po czesku, polsku, angielsku ale chyba jest to czeskopolski 😀
 
Generalnie pozdrawiamy z nad Adriatyku i życzymy miłego dnia 😉🍺

Dzień 10: aktualizacja 🇦🇱

 
Pętla Theth – mekka Offroad’owców. Z miejscem tym mieliśmy już możliwość zmierzyć się dwa lata temu. Jednak z uwagi na nadarzającą się okazję oraz upływający czas zapadła decyzja o powtórce. Żeby sprawdzić. Sprawdzić jak to miejsce się zmienia oraz jak nasze umiejętności i doświadczenie ewoluowały przez ten czas. Co by jakkolwiek urozmaicić przejazd zdecydowaliśmy że odbędziemy go w drugą stronę niż ostatnio. Najpierw dojazd do Szkodry. Tam tankowanie, zakupy i śniadanie. Następnie dojazd do Prekal. To tutaj kończy się asfalt i zaczyna prawdziwy “Off”. Przed nami 55 km bezdroży. Po około 20 km pierwszy postój. Wstępnie wszystko bez problemu. Dopiero gdy zaczynamy rozmawiać okazuje się że kolega z Freewinda uderzył stopą w kamień podczas jazdy. Boli ale może chodzić czyli względnie dobrze. Ruszamy dalej. Kolejny przystanek to most na rzece Lumi i Shales. Jej czystość i błękitność robi niesamowite wrażenie. Tym razem nie chce nikt do niej skakać więc zaczynamy ostatnie 17 km. Ten odcinek już nieco bardziej wymagający. Znacznie większe kamienie oraz dla kontrastu sporo drobnego żwiru na którym motocykle dosyć mocno “pływają”. Docieramy na miejsce. W oczy rzucają się poczynione inwestycję. Niegdyś wioska gdzieś daleko w górach z utrudnionym dostępem do cywilizacji oraz odcinana na kilka miesięcy każdej zimy od świata zewnętrznego zaczyna być centrum turystycznym. Niby nie ma się czemu dziwić a jednak jakoś żal. Siadamy chwilę aby odpocząć i czegoś się napić. Następnie przejeżdżamy w jedną i drugą stronę aby obejrzeć całość. No jest inaczej i tego nie da się ukryć ale czas na nas. Niegdyś druga strona pętli również była bez utwardzonej nawierzchni, gdy my byliśmy dwa lata temu większą część już była pokryta asfaltem ale część drogi to nadal był Offroad. I tak zostało. Póki co. Bo prace idą pełną parą i już za niedługo z tego co można zaobserwować wynika że całość będzie “zalana”. Czyżby to ostatni moment aby zrobić “Pętlę” w starej formie 🤔 ? Niestety chyba tak. Zjeżdżamy do asfaltu. Na jednym z łuków zatrzymuje się aby poprawić nawigację. Kolega z Freewinda mówi że coś mu rzuca kierownicą. Przyglądam się i stwierdzam że przecież nie ma powietrza z przodu w kole. Po oględzinach wygląda na to że żadnego gwoździa ani dziury nie widać więc dopompowywujemy koło aby jakoś dojechać na camping. Ostatni odcinek pokonujemy już po zachodzie słońca i o tyle o ile jazda w Albanii to prawdziwy test refleksu i sprytu o tyle jazda w nocy to nie są ćwiczenia. Tu na prawdę trzeba mieć oczy dookoła głowy. Piesi bez odblasków, motorowerzyści bez świateł i kierowcy w ogóle nie zwracający uwagi na innych uczestników ruchu w tym na nas. Na szczęście bez uszczerbku docieramy do miejscowości naszego campingu. Tutaj już tylko kolacja, szybkie zakupy i czas na odpoczynek po tym pełnym wrażeń dniu.
 
~ Patryk

Dzień 11: 220 km

Ferzië – Albania 🇦🇱

 
Rano pobudka o 9:00 i trzeba działać. Po pierwsze do naprawienia jest koło z Freewind, a po drugie czas opuścić piękną miejscówkę nad morzem i jechać w góry. W końcu trzeba spłynąć promem 😀
 
Koło to był szybki serwis. Za pasy o drzewo do góry, pit stop i dętka sklejona. Ok dobrze, że jedzie z nami Lucas, bo my zamiast kompresora mamy pompkę do roweru 😅
Śniadanie, pakowanie i rura w góry!
To była piękna droga, pogoda dochodząca do 35°C, piękne góry, jezioro, rzeka i serpentyny. Długie kilometry serpentyn. Duża jechaliśmy autostrada i asfaltem. Śmiało mogę polecić Albanię dla kogoś kto chce się wybrać sportem lub szosowym turystykiem. Drogi są bardzo dobrej jakości. W sumie nie uświadczy się dziur, jedynie na co trzeba uważać to krowie placki 😀
 
Po dotarciu do miasta czy w sumie wsi z której odpływa prom szukaliśmy campingu. Jeden był na google maps. Podjeżdżamy, okazał się zamknięty i nikogo nie było. Ale podchodzi do nas facet i gada coś i daje telefon. Mówią tylko po niemiecku co nie jest dla nas dobrym prognostykiem. Za pomocą tłumacza google udaje nam się dogadać, że chcemy jedną noc się przespać. Prowadzi nas albański kolega do jakiegoś sadu, gdzie trawa po kolana. Bez prysznica, bez toalety. No po prostu trzeba wyobrazić sobie zwykle pole przy drodze. Ok, w sumie jedna noc może być jak rano mamy płynąć…
 
Jaka cena? Zapytaliśmy z grzeczności 😀
 
30€ za …. kawałek pola 😀
 
Kurde no ja rozumiem, ale nie z nami takie numery! Próbowaliśmy się jeszcze targować ale niemiecki rozmówca po drugiej stronie telefonu pozostał nieugięty.
 
Stwierdziliśmy, że spróbujemy zapytać w miejscu gdzie odpływa prom. Jest tam restauracja, toaleta itd.
 
Właściciel bez problemu zgodził się na darmowe spanie na parkingu, do tego mówi po angielsku i zaproponował budzenie gdyż prom wypływa o 6:00 😀
 
Taki fajny dzień dziś, z ładnymi widokami.
Jutro prom i jedziemy w stronę Czarnogóry. Pomału zbliżać się będziemy do domu 😉
 
Pozdrawiamy z nad rzeki Drin!

Dzień 12: 300km 

Serbia 🇷🇸 Novi Pazar

 
Jesteśmy już na Serbii ale jeszcze będziemy jechać na północ. Godzina jazdy i jakiś dzikus więc bez internetu 😉 Aktualnie Wi Fi że stacji paliw. Żyjemy! Jutro na dłuższej pauzie uaktualnimy wpis tymczasem fotka z promu 😊
 
Dzień 12: aktualizacja
Košuta – Serbia 🇷🇸
 
Oj dziś się działo!
 
Pobudka o 5:00 gdyż o 6:00 odpływał prom. Załadowali nas i płyniemy. Ponad 2,5h rejsu między górami! Robi wrażenie widok ale sam prom… Jak Autosan na wodzie. Taki standard. No ale fajnie jest. Można robić Titanica 😀
 
Gdy dobiliśmy do ostatniego portu to czas wyładować maszyny. Jaki tam był chaos to maskara! Ludzi bardzo dużo, każdy krzyczy, trąbi, nie ma miejsca. Jak na jakimś rynku pośrodku 😀 fajnie było, to jest ten bałkański klimat!
 
Później jeszcze 50km górami i tankowanie. Za cel ustaliliśmy sobie dziś nocleg na Serbii ale jeszcze szybki tranzyt przez Czarnogórę.
Teraz przedstawię rozmowę ze strażą graniczną i temat znanego wszystkim wirusa…
 
Strażnik: Coronavirus?
My: No!
Strażnik: Temperatur?
My: No!
Strażnik: Passport please.
 
Tak wygląda przekraczanie granic w Serbii, Czarnogórze, Albanii czy Macedonii.
Info dla wybierających się.
 
Po dotarciu na Serbię i wrzuceniu poprzedniego posta, stwierdziliśmy, że jeszcze będziemy jechać. W sumie to machnęliśmy jeszcze 80km i teraz siedzimy w restauracji i czekamy na serbskiego burgera. Pljeskavica!
 
Znaleźliśmy też patent na noclegi.
 
Podjeżdżamy do fajnej restauracji z potencjalnym dobrym miejscem noclegowym ( ogród, parking) pytamy się czy możemy zjeść i czy nie będzie problemu przespać się jedną noc 😀 działa!
 
Śpimy na fajnym wykoszonym trawniku, w razie czego mamy wiatę grillową! No pełen luksus 😀
 
Teraz kończymy szame i idziemy na naradę. Coraz bliżej kraju. Jutro może Węgry, a może Słowacja, ew jak pociśniemy to Polska 🙈
 
Wyjdzie w praniu.

Dzień 13: 600 km

Dömös – Węgry 🇭🇺

 
Byl to dobrý výlet. Deset dní společně s Lukas. Lukas je vůl, ale také velmi milý člověk! Jsme rádi, že jsme mohli tento výlet strávit společně. Bylo to dobré!
🇵🇱🍻🏍️🇨🇿
 
Kończymy pomału naszą wyprawę. Jutro powinniśmy być w domach. Dziś rano pobudka, śniadanie, pakowanie i …
 
Kapeć! Pomarańczowy Freewind nie chcę wracać z wyprawy. Ale już nie chcieliśmy zdejmować koła więc, dobiliśmy 3 bary i ogień. Później co 50km czy 100km dobicie wiatru i lecimy.
 
Dziś już jesteśmy na Węgrzech przy granicy ze Słowacją. Pole namiotowe gdzie zaczynaliśmy przygodę z Albanią w 2018 roku.
 
Teraz nasza ostatnia wspólna nocka wyprawowa i będziemy kończyć!
 
Życzymy dobrej nocy, a my idziemy spędzać ostatnią nockę tego wyjazdu. Nad Dunajem 😊

Koniec! 

Ponad 4000 km. 

 
Piękna przygoda! 👌👌👌👌
 
Cali i szczęśliwi wróciliśmy do domu. 🏘️🏠
 
20 km przed końcem rozpadło się łożysko w tylnym kole w trampku! 🛠️🛠️🛠️
 
Czas zabrać się za podsumowanie tej podróży, którą można było obserwować przez 14 dni oraz na której działo się całkiem sporo 🙂
——–
Maszyny: 🏍️
2 x Honda Transalp XL600V
2 x Suzuki Freewind XF650
Są to sprzęty stworzone na Albańskie bezdroża. Generalnie przewiozły nas blisko 4200 km i poradziły sobie z jazdą po autostradach, drogami szutrowymi, wielkimi kamieniami czy pokonaniem rzeki.
 
Spalanie oczywiście na plus dla Suzuki bo paliły od 1 do 1,5 l mniej niż trampki.
 
Przykładowo na autostradzie z prędkościami około 110-130km/h:
Suzuki: 5l/100km
Transalp: 6-6,5l/100km
Gdy nie przekraczalismy 100km/h
Suzuki: 4l/100km
Transalp 5l/100km
 
Jeżeli chodzi o usterki to były one następujące w kolejności co się wydarzyło pierwsze:
 
– pęknięty i oberwany wężyk od podciśnienia, które idzie do kranika / Transalp
– 3 złapane kapcie / Freewind
– Pocąca się pokrywa zaworów / 2 x Transalp
– Połamana szyba oraz lusterko / Transalp
– Uszkodzone łożysko w tylnym kole / Transalp
 
Po tym opisie widać, że Suzuki Freewind XF650 jest motocyklem, który śmiało można brać pod uwagę przy wyborze motocykla enduro. Kapcie to wypadek losowy, a poza tym jest to sprzęt nie do zajechania. Te motocykle nie miały lekko na tej wyprawie.
 
Co do Trampków. Szyba i lusterko tego można było uniknąć, łożysko było zaniedbaniem serwisowym, a co do pocących się silników. Wiedzieliśmy, że one już biorą olej oraz były delikatne pocenia przed podróżą i ja tą usterkę również zaliczyłbym do zaniedbań serwisowych.
 
Mimo tych wszystkich wymienionych rzeczy jakie się stały na trasie, sprzęty dojechały, objechały i dowiozły nas z powrotem do domu.
 
Trampki na całej wyprawie ~ 4200 km wciągnęły następującą ilość oleju:
 
– 6,5 l – Biało czerwony transalp, czyli mój pierwszy trampek, który w 2018 roku był w Albanii. Wtedy wciągnął 4 l ale nie jechaliśmy autostradami. Jest to motocykl z 1988 roku, który silnik, lekko mówiąc, ma już całkiem dobrze zajechany.
– 3,6 l – Tyle wciągnął mój aktualny trampek. Liczyłem się z tym, że będzie brał olej więc z polski zabrałem 4 l. Wyliczone co do mililitra 😉
 
—–
 
Co zabrać na następną wyprawę? 🧳
 
Zdecydowanie pierwszą rzeczą jaką musimy kupić to kompresor 12V do pompowania kół. Gdyby nie Lukas i jego kompresor to my byśmy jeszcze do dziś siedzieli w albańskich górach i dymali dętkę we freewindzie pompką….. rowerową.
 
Oj to jest pierwsza rzecz jaką trzeba mieć. Do tego zestaw łatek, łyżek, kluczy i innych przydatnych elementów takich jak klamki sprzęgła, hamulca czy np. Zapasowe łożyska do tylnego koło 🛠️🛠️
 
—–
 
Droga. 🛣️
 
W tym roku zrobiliśmy wyjątek ponieważ unikaliśmy autostrad jak ognia i zawsze staraliśmy się dojechać do kraju docelowego bocznymi drogami. Owszem ma to swój urok ale w tym roku chcieliśmy jak najwięcej czasu spędzić w Albanii, a jazda autostradami pozwoliła nam się cieszyć Albanią 2 dnia wyprawy. Nie są to motocykle może stworzone na jazdę po autostradach, ale dystans 800 km jednego dnia robią bez żadnego problemu. To była dobra decyzja. Owszem gdybyśmy jechali przez Bośnię czy Czarnogórę to wtedy możemy się pokusić o zjazd w boczne drogi, ale wszystko zależy od tego jaki jest plan na spędzenie tych 14 dni w siodle. Tutaj poszło bardzo sprawnie.
No może Słowacja jest państwem przez który droga dłuży się niemiłosiernie ale dostać 300€ za przekroczenie prędkości o 10km/h nie jest nam po drodze. Później płaskie Węgry to trzeba raz dwa przelecieć wykupując winietę na miesiąc za około 40 zł. Serbia ma piękne autostrady i odcinek 800 km kosztuje nas jakieś 10€. A leci się aż miło. I było pusto. Macedonia to bramki co 10 km i opłata 1€. I tak prawie przez całą Macedonię. Jest to dosyć uciążliwe ale no trzeba było.
 
 
Albania. 🇦🇱
 
Piękny kraj! Piękne widoki! Góry! Morze! Serpentyny!
 
Zdecydowanie swoim krajobrazem Albania zachwyca. Klimat też jest iście wakacyjny. Temperatury 35°C są męczące ale ja nie chcę wakacji gdzie jest 5°C. Lubię zejść z motocykla i wskoczyć do morza, po czym wypić sobie dowolny schłodzony gazowany napój. Po to jadę na wakacje! Drogi w Albanii te główniejsze są naprawdę bardzo ładne. Nie ma dziur jak w Polsce. Są szerokie i godne polecenia. A jeżdżąc nawet tymi głównymi drogami to człowiek cały czas ma otwartą szczękę takie tam są widoki. Jeżeli ktoś szuka dróg nieutwardzonych to każda boczna droga w góry taka jest. Kamienie, błotko. Myślę, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.
 
Z racji, że przyjechaliśmy tutaj w czasach trudnych dla całego świata, to było tu przerażająco pusto. Puste plaże, campingi, hotele czy ruch na popularnych drogach. Chłopaki przejeżdżając całą pętle Theth spotkali tylko jednego motocyklistę. Ogólnie to cicho wszędzie, głucho wszędzie…
 
 
Podsumowanie. 📝
 
Generalnie żyjemy i każdy z tej wyprawy wrócił zadowolony. Udało nam się zgrać z Lukasem i była to też piękna Czesko-Polska przygoda. Myślę, że w niedalekiej przyszłości odwiedzimy go w Czechach i powspominamy tegoroczną wyprawę, za chwilę poskładamy fury w całość i gdy będzie czas to znów gdzieś pojedziemy. W tym roku kalendarzowym już większej akcji niż albańska to nie będzie. Ale co przyniesie rok 2021… Aż sam się boję 😃
Trampiego czeka remont silnika podczas tegorocznej zimy, we Fredku trzeba pozamawiać dętki i klocki hamulcowe wymienić. Drugi trampek to jest wielka niewiadoma, ponieważ Rafik jeszcze dochodzi do siebie po wyjeździe i jakie podejmie decyzje to tylko on sam wie 😉
 
Może jeszcze trochę o kosztach takiej 14 dniowej wyprawy:
~ 2500 zł kosztuje taka przyjemność. W tej cenie zawiera się paliwo czyli największa część tej kwoty. Jedzenie, noclegi, pamiątki, opłaty autostradowe, winiety, prom.
 
Uważam, że jak za taką przygodę i biorąc pod uwagę, że spaliśmy i w hotelu i na campingach i codziennie jedliśmy obiad, a często też śniadanie w knajpach to jest to kwota całkiem ok.
 
Gdybyśmy nie stołowali się w restauracjach, spali w większości na dzikusach i generalnie chcieli ograniczyć mocno koszty, to śmiało mogę powiedzieć, że taki wyjazd zamknął by się granicach 1500 zł.
 
 
Edit 1* Koszt samego paliwa to około 1300 zł więc w tych 1500 zł ciężko się będzie zmieścić 😀 Ale w 2000 zł już owszem 😉
 
 
Ok czas zamknąć temat Albanii.
Dziękuję chłopakom za bardzo fajnie spędzone 14 dni, uważam teraz na chłodno, że odkąd jeżdżę na wyprawy czyli od 2017 roku. To była najlepsza wyprawa!
Dziękuję Lukasowi , że wytrzymał z nami, takimi wariatami te 12 dni ale okazał się również niezłym wariatem i spoko gościem. Mam nadzieję do szybkiego zobaczenia!
Dziękuję wszystkim, którzy śledzili wyprawę, polecali jakieś ciekawe miejsca, zostawiali komentarz w postaci miłego słowa czy przysłowiową łapkę w górę. Wtedy pisząc te wypociny, wie się, że nie idzie to w eter, a może kogoś zachęci do wyruszenia z domu i udania się np. Do Albanii! 😉
 
To by było chyba na tyle, pozdrawiam serdecznie!