#2 Historie z podróży

#2 HISTORIE Z PODRÓŻY ✍️
 
Pierwszy motocykl.
 
Od tego motocykla wszystko się zaczęło.
MZ ETZ 250.
 
Po wcześniejszych doświadczeniach z Rometem Ogarem 200, którego mogłem obserwować u kolegi, a później sam mając swojego. Uczyłem się mechaniki i szlifowałem “technikę” jazdy. Gdy postanowiłem go sprzedać, za jakże wysoką sumę 300zł, przyszedł czas na coś innego.
 
Następnym pojazdem wg. ogólnie przyjętych schematów powinien być Simson lub Chart. Niestety nie miałem wystarczającej ilości gotówki, aby pozwolić sobie na tego typu sprzęt.
 
Przeglądałem fora, czytałem dużo o motorowerach i motocyklach z tamtego okresu i można powiedzieć, że od razu zakochałem się w popularnej “Emzetce”. Wiedziałem, że chce mieć MZ ETZ 250. Nie 150, nie 251 ale właśnie 250! Niestety, to też był sprzęt, który kosztował porównywalnie do Simsona, ale problemem było również to, że miałem wtedy 16 lat.
 
Młodzieńcza fantazja połączona z chęcią podbijania świata, nie przeszkadzała mi w realizacji moich planów.
 
Codziennie przeglądałem ogłoszenia, fora internetowe w poszukiwaniu swojego pierwszego motocykla.
 
W końcu jest! Jest ona. MZ ETZ 250!
 
800zł , dokumenty, okolice Kielc.
 
Na zdjęciach widać, że odbiega “trochę” od oryginału. Felgi różne , tłumik “sportowy”, tył przerobiony z Jawy TS 350, tu i tam widać, że była upalana po okolicznych wsiach. Ale wtedy to się nie liczyło, ważne, że było mnie na nią stać.
 
Kolejny problem na drodze to fakt, że ja, ani moi znajomi nie mamy prawa jazdy kategorii B, aby jechać obejrzeć ten motocykl. Chociaż słowo obejrzeć to jest użyte na wyrost. Ja wiedziałem, że go kupię.
 
Wtedy pomoc zaoferował Jacek, tata Filipa. Wziął swoje Volvo V40, zorganizował przyczepkę i pomógł mi spełnić moje marzenie. Teraz z perspektywy czasu myślę, że fakt, że w młodości sam posiadał MZ ETZ 250 i miał sentyment do tego motocykla, zgodził się mi pomóc. Gdyby wtedy nie pojechał, ze mną i nie kupilibyśmy tej MZ, to być może dziś nie było by tej strony, a ja miałbym inne hobby, np. wędkowanie.
 
Jacku, dziękuję.
 
Dojeżdżamy na miejsce. Stoi w stodole, zakurzony, podniszczona, powgniatany i na pewno w dzisiejszych czasach omijał bym taki egzemplarz z daleka, mój pierwszy wymarzony motocykl.
 
Miłość od pierwszego wejrzenia.
 
Szybkie omówienie, jazda próbna i ładujemy na przyczepkę. Umowa, kasa, kluczyki i wracamy do domu.
 
Nie miałem garażu, MZ musiałem trzymać w piwnicy w bloku, zarejestrowałem ją na swoją siostrę, wtedy nie myślałem o konsekwencjach braku prawa jazdy, ale miałem ją. Była moja. To się liczyło, że spełniłem swoje marzenie.
Uczucie, jakie towarzyszyło mi po przejechaniu się nią, po osiedlowych i polnych drogach było bezcenne. Ten dźwięk tego silnika o pojemności 250ccm, odpalanie z kopniaka, ta moc w porównaniu do Ogara 200. Byłem wtedy w siódmym motocyklowym niebie.
 
Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy miałem okazję nią pojeździć.
Niestety lub stety, z każdym dniem przekonywałem się, że posiadanie takiego motocykla, nie mając prawa jazdy to na dłuższą metę jest jazda w ciągłym strachu, zawsze korciło, aby wyjechać na ulicę, a nie jeździć tylko po polach. Mijanie patrolu policji, przyprawiało o zawał serca, a z czasem wychodziły mankamenty tego “pięknego” egzemplarza.
 
Zepsuty kopniak, nieszczelny wydech, wycieki oleju, krzywe koła, słabe hamulce i wiele, wiele innych. MZ sprzedałem po około 6 miesiącach.
Wiedziałem jedno, że kupię ten Motocykl raz jeszcze, gdy uzyskam kategorię A. Byłem zakochany w tym modelu.
 
Tak też się stało parę lat później, ale opisany egzemplarz w dzisiejszym poście, był moim pierwszym motocyklem w życiu.
 
To takie narodziny motocyklizmu w sercu.
 
Ważny moment każdego motocyklisty.